Czy Rumunia wybierze chaos? Skrajna prawica kontra proeuropejski liberał w decydującej turze wyborów

4 godzin temu

Keno Verseck

W drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii zmierzą się skrajnie prawicowy George Simion i proeuropejski liberał Nicusor Dan. jeżeli Simion wygra, może to pogrążyć całą Europę w kryzysie.

George Simion i Calin Georgescu, Fot. thefad.pl / AI

„Demokracja czy nieliberalizm”, „Europa czy izolacja”, „Matematyk kontra chuligan” – takie nagłówki i kategoryzacje pojawiają się w tej chwili niemal we wszystkich niezależnych rumuńskich mediach. Na kilka dni przed drugą, decydującą turą wyborów prezydenckich w Rumunii, która odbędzie się w najbliższą niedzielę (18 maja 2025 r.), nastroje społeczne są bardziej napięte niż kiedykolwiek w ostatnich dekadach. Bez wyjątku, wszyscy komentatorzy i obserwatorzy widzą kraj na rozdrożu, w ważnym momencie historycznym.

W rzeczywistości żadne wybory prezydenckie od upadku dyktatury komunistycznej w latach 1989/90 nie cechowały się tak radykalnym kontrastem między kandydatami i tak głębokimi podziałami społecznymi jak obecne. Rzadko też wynik głosowania był tak trudny do przewidzenia. Obaj kandydaci podkreślają, iż nie są częścią „systemu” i nie reprezentują tradycyjnych rumuńskich partii postkomunistycznych.

W stronę chaosu

Z jednej strony George Simion, 38 lat, lider skrajnie prawicowej, prorosyjskiej partii Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), były chuligan piłkarski, w tej chwili zdeklarowany „suwerenista” i zwolennik Donalda Trumpa oraz Viktora Orbána. Wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich 4 maja 2025 r. z dużą przewagą, zdobywając niemal 41 procent głosów.

Jego rywalem jest Nicusor Dan, 55 lat, bezpartyjny burmistrz Bukaresztu, matematyk, były działacz antykorupcyjny i zwolennik wyraźnie proeuropejskiego, liberalnego (choć częściowo umiarkowanie konserwatywnego) kursu. W pierwszej turze uplasował się daleko za Simionem, zdobywając jedynie 21 procent głosów.

Stawka tych wyborów jest wysoka – zarówno dla Rumunii, jak i dla Europy. Rumunia to szósty co do wielkości kraj UE i największe państwo Europy Południowo-Wschodniej. Ma najdłuższą granicę UE z Ukrainą, najważniejszą bazę NATO i najistotniejszą tarczę antyrakietową w regionie. Dotychczas była wiarygodnym i przewidywalnym partnerem w UE i NATO. Z prorosyjskim prezydentem o skrajnie prawicowych poglądach sytuacja może diametralnie się zmienić – Rumunia może pogrążyć się w chaosie przypominającym sytuację USA za czasów Trumpa.

Niepewne sondaże

Prezydent nie sprawuje w Rumunii silnej władzy wykonawczej, ale pełni funkcję głównodowodzącego sił zbrojnych oraz przewodniczącego Najwyższej Rady Obrony Narodowej (CSAT). Mianuje premiera, szefów dwóch najważniejszych służb specjalnych i niektórych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a także reprezentuje Rumunię w UE i NATO. Może uczestniczyć w posiedzeniach rządu. Wszystko to sprawia, iż wywiera istotny wpływ zarówno na politykę wewnętrzną, jak i zagraniczną.

W większości sondaży z ostatnich dwóch tygodni Simion prowadził – raz nieznacznie, innym razem wyraźnie. W jednym z najnowszych badań wynik był remisowy. Prognozy wyborcze w Rumunii są jednak wyjątkowo zawodne – żaden instytut nie przewidział tak wyraźnego zwycięstwa Simiona w pierwszej turze.

Nagły zwrot Simiona

W ostatnich latach lider AUR trafiał na pierwsze strony gazet dzięki radykalnym, niekiedy fizycznie agresywnym wystąpieniom. Regularnie zapowiadał, iż „zniszczy system”. Czasem wprost, czasem nieco mniej bezpośrednio, sugerował opuszczenie UE i NATO, a także przyłączenie Mołdawii oraz południowo-zachodnich terytoriów Ukrainy do Rumunii. Jego prorosyjskie sympatie i nacjonalistyczna retoryka wobec węgierskiej mniejszości narodowej wywoływały szerokie kontrowersje.

Ostatnio Simion niespodziewanie się wyciszył. Jak na swoje standardy – zachowuje spokój, unika wulgaryzmów i krzyków. Nie mówi już o wyjściu z UE i NATO, ale o „szacunku i godności Rumunii”, która – jak twierdzi – będzie partnerem „na poziomie oczu, a nie na kolanach”.

Pozostała jednak antyukraińska propaganda – m.in. rozpowszechnianie kłamstw o rzekomym faworyzowaniu uchodźców z Ukrainy. Nie zmienił się także fakt, iż Simion ma ograniczoną wiedzę o administracji, gospodarce, polityce UE, sprawach zagranicznych i obronnych.

Orban, Węgrzy i paradoks historii

Zaskakująco, Simion uzyskał wsparcie od Viktora Orbána, który w kampanijnym wystąpieniu pochwalił go za politykę suwerenności. Po raz pierwszy od lat wywołało to napięcie z węgierską partią mniejszości narodowej w Rumunii – UDMR. Ugrupowanie ostro zdystansowało się od Simiona ze względu na jego wcześniejsze ataki na Węgrów i wezwało około 1,2 mln rumuńskich Węgrów do głosowania na Nicusora Dana.

Nienawiść do systemu

Dan obiecuje kurs proeuropejski, oparty na praworządności, przejrzystości i wsparciu dla Ukrainy. Jako burmistrz Bukaresztu pokazał, iż potrafi przeprowadzać reformy – choć nie spełnił wszystkich zapowiedzi. Problemem jest jego nadmierna ostrożność. W debatach z Simionem bywa błyskotliwy, ale często unika konfrontacji.

Zapowiedział, iż jeżeli wygra, na premiera mianuje Ilie Bolojana – doświadczonego samorządowca, byłego burmistrza Oradei. Problem w tym, iż Bolojan jest wieloletnim działaczem Partii Narodowo-Liberalnej (PNL), a więc częścią znienawidzonego przez wielu Rumunów establishmentu. To może osłabić szanse Dana.

Tymczasem Simion – choć przedstawia się jako „pogromca systemu” – w rzeczywistości reprezentuje kontynuację narodowo-stalinowskiego modelu władzy odziedziczonego po Ceausescu, którego echa realizowane są w strukturach partii AUR. Mówi się, iż miał mianować na premiera Calina Georgescu – prorosyjskiego ezoteryka i byłego współpracownika reżimu.

Georgescu, skrajnie prawicowy polityk, miał zakaz ubiegania się o urząd prezydenta. Karierę zawdzięcza dawnym dyplomatom Ceausescu i byłym agentom Securitate. Sam wskazuje Mirceę Malitę – wieloletniego ambasadora Rumunii przy ONZ i w USA – jako jednego ze swoich mentorów. Według doniesień, Georgescu utrzymywał także powiązania z siecią generała Securitate Mihaia Caramana – byłego szefa wywiadu zagranicznego i szpiega NATO.

Obywatelski działacz i były opozycjonista Gabriel Andreescu podsumowuje w eseju: „Zwycięstwo George’a Simiona byłoby ostatnim etapem wskrzeszenia dawnych komunistycznych sieci władzy”.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>
Idź do oryginalnego materiału