Były premier w roli antybankowca. Polityczny teatr Morawieckiego

22 godzin temu

Mateusz Morawiecki próbuje dziś kreować się na bezkompromisowego krytyka banków, które – jak twierdzi – „żyją kosztem Polaków”. Problem w tym, iż to właśnie on przez lata współtworzył system, w którym instytucje finansowe mogły czuć się bezpiecznie. Krytyka byłego premiera brzmi więc nie jak obrona obywateli, ale jak pokaz politycznego cynizmu.

Były premier Mateusz Morawiecki opublikował ostatnio nagranie, w którym ostro krytykuje rządzącą koalicję za rzekomą uległość wobec sektora bankowego. Używa ostrych słów, zarzuca władzy dbanie o „dobre humory bankowców”, a proponowane przez nią rozwiązania podatkowe nazywa prowizorką. Jednak w tej krytyce jest więcej politycznego teatru niż realnej analizy. Morawiecki próbuje wcielić się w rolę obrońcy zwykłych Polaków, ale fakty i pamięć społeczna nie pozwalają zapomnieć, iż sam przez lata był twarzą polityki korzystnej dla banków – a wcześniej ich menedżerem.

Morawiecki zgrywa dziś bezkompromisowego krytyka bankowych zysków. Przypomina o wprowadzonych w czasie jego rządów wakacjach kredytowych, które rzeczywiście dla wielu rodzin były oddechem ulgi. Problem w tym, iż poza tym jednym rozwiązaniem, cała jego polityka wobec sektora finansowego była dużo bardziej skomplikowana – a w wielu aspektach prorozwojowa właśnie dla banków.

Były premier pomija milczeniem fakt, iż jego ekipa nigdy nie zdecydowała się na realne, systemowe opodatkowanie bankowych zysków. Wakacje kredytowe były narzędziem doraźnym, reakcją na presję inflacyjną i kryzys kosztów życia, a nie konsekwentną polityką strukturalną. W tym sensie Morawiecki zarzuca obecnej koalicji dokładnie to, co sam robił – PR-owe gesty zamiast reform, które trwale uregulowałyby relację państwa z sektorem finansowym.

Ministerstwo Finansów zaproponowało w ostatnich dniach podniesienie stawki CIT dla banków – z obecnych 19 proc. do 30 proc. w 2026 r., a następnie jej stopniowe obniżenie i ustalenie na poziomie 23 proc. To rozwiązanie, które ma przynieść budżetowi ponad 20 mld zł w ciągu dekady i wprost wskazuje, iż banki mają współuczestniczyć w finansowaniu wydatków na bezpieczeństwo i zdrowie.

Można dyskutować, czy tempo i skala tych zmian są wystarczające. Ale trudno nazwać je „prowizorką”, jak robi to Morawiecki. To są konkretne liczby, harmonogram i prognozowane wpływy. To realny mechanizm, a nie doraźne działanie na chwilę. Retoryka byłego premiera brzmi więc nie tyle jak obrona obywateli, ile jak próba zbijania politycznego kapitału na niepopularnym wizerunku banków.

Nie wolno też zapominać o biografii samego Morawieckiego. To człowiek, który przez lata kierował jednym z największych banków w Polsce i zbudował swoją pozycję w oparciu o świat finansów. Jako premier z kolei wielokrotnie akceptował rozwiązania korzystne dla sektora bankowego – m.in. brak jednoznacznego rozstrzygnięcia kwestii kredytów frankowych na korzyść obywateli czy utrzymywanie niskiego opodatkowania banków w porównaniu do innych branż.

Dziś Morawiecki chce uchodzić za tego, który „trzymał banki w ryzach”. To narracja wygodna, ale nieprawdziwa. Wakacje kredytowe nie zmieniają faktu, iż za jego czasów banki notowały rekordowe wyniki finansowe, a przeciętny kredytobiorca wciąż pozostawał zakładnikiem wysokich marż i niejasnych umów.

Wystąpienia takie jak ostatnie nagranie Morawieckiego należy więc czytać nie jako analizy ekonomiczne, ale jako fragment kampanii politycznej. To typowy zabieg: wskazać wroga, w tym przypadku „bankowców”, i udawać, iż samemu nigdy się do niego nie należało. Morawiecki wie, iż w społeczeństwie istnieje naturalna nieufność wobec instytucji finansowych. Próbuje więc ten resentyment przekuć na własną korzyść.

Problem polega na tym, iż jego słowa są pozbawione wiarygodności. Polacy pamiętają, kto odpowiadał za bałagan w polityce gospodarczej w latach inflacyjnego kryzysu. Pamiętają, kto jako premier obiecywał rozwiązanie problemu kredytów frankowych i go nie dostarczył. Pamiętają wreszcie, kto sam był bankierem.

Sektor bankowy w Polsce rzeczywiście wymaga kontroli i odpowiedniego opodatkowania. To prawda, iż banki generują ogromne zyski i iż część tych pieniędzy powinna wracać do budżetu w formie podatków, zamiast trafiać w całości do kieszeni akcjonariuszy. Ale ta debata wymaga rzetelności i konsekwencji, a nie populistycznych haseł.

Morawiecki, który sam współtworzył rzeczywistość, którą dziś krytykuje, nie jest wiarygodnym głosem w tej dyskusji. Jego wypowiedzi pokazują raczej, jak łatwo polityk potrafi zmieniać maski – raz bankiera, raz premiera, raz obrońcy uciśnionych kredytobiorców. Problem w tym, iż żadna z tych masek nie ukryje faktów.

Idź do oryginalnego materiału