Jak mogłaby się przedstawiać próba finalnego i nieodwracalnego otumanienia człowieka przez kaduka działającego pod banderą „porządku z chaosu”? Otóż najpierw jedną ręką mógłby on nastręczyć rozmamłanej i samozadowolonej ludzkości dyktaturę „różnorodności, inkluzywności i zrównoważonego rozwoju”. Potem – w momencie, w którym przywiodłaby ona ludzkość na skraj kompletnej dysfunkcjonalności – drugą ręką nastręczyłby on jej bardziej konwencjonalną dyktaturę trybalizmu, protekcjonizmu i militaryzmu traktowaną jako domniemany środek zaradczy.
Na koniec zaś – na etapie skrajnej społecznej niewydolności spowodowanej bezustannym, autodestrukcyjnym i wycieńczającym podgryzaniem się nawzajem przez zwolenników owych dwóch dyktatur, niewydolności grożącej globalnym „rozwiązaniem nuklearnym” – postanowiłby on w „cudowny” sposób wszystkich ocalić i pogodzić dzięki interwencji „boga z maszyny” w postaci „sztucznej superinteligencji” albo może choćby „starszych braci z kosmosu”. Grunt w tym, żeby masowe, przewlekłe ogłupienie sięgnęło już wówczas takiego poziomu, na którym ludzka masa krytyczna byłaby gotowa złożyć podobnemu „bogu z maszyny” hołd szczerego i bezwarunkowego posłuszeństwa, skutkującego nieodwracalnym i bezgranicznym zniewoleniem.
Ktoś mógłby rzec, iż jest to tak siermiężna sekwencja bałamuctw, iż mało kto mógłby dać się na nią nabierać do samego końca. jeżeli sugestia ta miałaby być wyrazem wiary w ostatecznie nieusuwalny zdrowy rozsądek większej części ludzkości, to w ramach pokrzepiającego optymizmu należałoby jej przyklasnąć i ufać, iż ma ona charakter samospełniającej się przepowiedni. Niemniej biorąc pod uwagę, iż świat zdaje się już znajdować w drugiej fazie owej sekwencji, warto by zrównoważyć ów optymizm zachowywaniem szczególnie wzmożonej czujności i trzeźwości, zwłaszcza w takiej skali, na jaką można swą postawą bezpośrednio oddziaływać. Będzie się bowiem wówczas tak roztropnym, jak trzeba, i tak spokojnym, jak można – czyli słusznie ufnym w to, iż choćby nie wiadomo jak wielu dało się finalnie zwieść, samemu absolutnie się do nich nie dołączy.
* * *
Jeśli przez długi czas było się świadkiem programowo wdrażanego ideologicznego tumanienia sąsiednich społeczeństw – tumanienia, które bezwstydnie brało na sztandary pewne dobrze kojarzące się wartości, a następnie dokonywało ich bałamutnej karykaturyzacji, prowadząc do gwałtownie postępującej społecznej dysfunkcyjności – wówczas, gdy tylko zauważy się blisko siebie choćby pojedyncze symptomy podobnych procesów, nie jest niczym zaskakującym stanie się podatnym na nieraz przesadne reakcje oparte na odruchowych generalizacjach podsycanych cynicznym politycznym populizmem.
Będąc mimowolnym uczestnikiem hybrydowej ideologicznej wojny na wyczerpanie, wygrywać poszczególne bitwy można wyłącznie zachowując roztropność węża i nieskazitelność gołębia, tym samym trzymając się z dala od wszelkich tanich, pseudomoralistycznych sloganów napływających ze wszystkich stron. Innymi słowy, pozostaje wówczas konsekwentnie wymagać od siebie i innych, próbując rozeznawać wszelkie najważniejsze okoliczności określonych „zapalnych” wydarzeń, wiedząc z góry, iż nie zawsze będzie to w pełni możliwe, choć zawsze będzie to w pełni pożądane.
Tylko starając się trzymać podobnej postawy można mieć nadzieję na to, iż wolność nie stanie się zakładnikiem strachu, bezpieczeństwo zakładnikiem samozadowolenia, zaufanie zakładnikiem cynizmu, a rozwaga zakładnikiem naiwności. A zatem tylko wtedy można mieć nadzieję na to, iż – zostawiwszy za sobą wszelkie wyjaławiające przepychanki o poklask tego bądź innego frontu domorosłych „zbawców świata” lub choćby jego części – nie poniesie się szkody na swojej duszy.
Jakub Bożydar Wiśniewski