Blisko 40 mln złotych zamierzają w tym roku wydać na inwestycje władze Kocka. O priorytetach inwestycyjnych, ale także o znaczeniu powołania spółki komunalnej w Kocku i rozwoju budownictwa komunalnego z burmistrzem Kocka Tomaszem Futerą rozmawia Tomasz Nieśpiał.
To pana piąta kadencja, a pan nie tylko nie zwalnia inwestycyjnego tempa, ale wręcz je podkręca. Wydatki na ten rok sięgają 77 mln zł, z czego prawie 39 mln to wydatki inwestycyjne. Wiele samorządów pewnie wam zazdrości, bo z jednej strony skala tych inwestycji jest duża i lista zadań do wykonania też niemała.
– Rzeczywiście dużo inwestujemy. Praktycznie od pierwszej kadencji mamy dużo inwestycji w kockiej gminie, chociaż różnie bywało z tymi środkami. Sumy, które pan przytaczał, są wynikiem tego, iż w poprzednim roku nie udało się zakończyć pewnych inwestycji z winy raczej firm, które wygrały postępowania przetargowe, podpisały umowę, a potem z realizacją terminową były kłopoty lub jakieś obiektywne trudności. Natomiast jak mówimy tak szeroko o inwestycjach, to rzeczywiście w tych wszystkich rankingach samorządowych itd. gmina Kock zawsze klasyfikowała się bardzo wysoko. Jestem burmistrzem już piątą kadencję. Jak przyszedłem do gminy, to już w pierwszej kadencji poczyniliśmy pewne ruchy racjonalizatorskie. Spadło zatrudnienie, jest dosyć oszczędna gospodarka wydatkami. W rezultacie kumuluje się środki, które przeznacza się na inwestycje. Wiadomo, iż inwestycje służą praktycznie wszystkim obywatelom, natomiast nadmiar zatrudnienia służy tylko tym, którzy pracują. Jesteśmy szczęśliwi, iż w tym roku jest tak wiele inwestycji. Jest to jeszcze pokłosie Polskiego Ładu, gdzie większość inwestycji była w formule zaprojektuj wybuduj. One się przedłużają. Ale też nie zasypiamy gruszek w popiele, tylko mamy złożone wnioski o fundusze unijne. Niedawno podpisaliśmy umowę z urzędem marszałkowskim na tzw. resztówkę z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, gdzie jest powyżej 3 mln i gdzie będziemy modernizować stacje uzdatniania wody, kupować taki samochód do odbioru nieczystości z opcją do przewozu kontenerów na odpady. Gros naszej energii idzie w tej chwili na utworzenie spółki komunalnej. Pozyskaliśmy dużo pieniędzy, zakupiliśmy już sprzęt. Wartość tego sprzętu to około 6 mln zł. Chcemy uruchomić takie przedsiębiorstwo komunalne.
Jakie będą cele tej spółki, w ramach której – jak rozumiem – będzie działał otwarty pod koniec czerwca PSZOK?
– Cel strategiczny jest tutaj jasny. Tworzymy firmę i wiele inwestujemy. Zyski z tych inwestycji trafiają gdzieś poza gminę i do innych firm. Nie mamy szczęścia do jakichś wielkich inwestorów. W dużym stopniu w Kocku był problem z pracą. Zasadnym jest, żeby w oparciu o te maszyny powołać przedsiębiorstwo i żeby część inwestycji, które robi gmina, to przedsiębiorstwo mogło realizować. W formule albo in-house, np. odbiór odpadów, czy też w takiej formule, iż będą stawać do przetargów – mamy nadzieję, iż te przetargi po prostu wygrywać. W związku z tym będzie zwiększać się zatrudnienie. Profil tego przedsiębiorstwa będzie komunalny. Maszyny są kupione pod odbiór odpadów. Odpady będą odbierane nie tylko z naszej gminy, ale mam nadzieję, iż po wygraniu przetargów również z gmin okolicznych. Kupiliśmy też maszyny do zimowego i letniego utrzymania dróg, czyli zimowe to – wiadomo – pług, posypywarka, natomiast na lato mamy kosiarki, podkaszarki. Może z czasem wystartujemy w przetargu na utrzymanie np. drogi wojewódzkiej 808 z Kocka do Łukowa. Mam nadzieję, iż to wszystko zacznie funkcjonować. Spółka będzie dostarczać wodę, oczyszczać ścieki, odbierać odpady i to, co zdobędzie również na rynku zamówień publicznych.
Z jednej strony inwestycje, miejsca pracy, ale też infrastruktura oświatowa i społeczna. Nie bez znaczenia są również walory turystyczne, przyrodnicze, historyczne. Tutaj też Kock ma niemało do zaoferowania.
– We wszystkich tych kryteriach mamy wiele do zaoferowania. To może rzadkość, bo Kock to małe miasteczko, ale mamy dwa muzea. Jedno to muzeum utworzone przez gminę na okoliczność 600-lecia otrzymania praw miejskich w 2017 r. Proboszcz zrobił muzeum związane z trzema religiami. W pewnym okresie oprócz chrześcijaństwa był tutaj judaizm, Żydzi stanowili znaczny odsetek, około 50 procent ludności. W pewnym okresie, w XVI i XVII w., właścicielami Kocka była bardzo bogata i wpływowa rodzina w ówczesnej Rzeczypospolitej, mianowicie rodzina Firlejów. Oni byli kalwinami i tutaj w Kocku też ten kalwinizm funkcjonował. Może nie byli tacy całkiem tolerancyjni, bo m.in. zabrali wtedy katolikom świątynię, ale o tym wszystkim można przeczytać w muzeum parafialnym. Na pewno jest co zobaczyć tak historycznie. A turystycznie również – można popływać kajakiem na Tyśmienicy, na Wieprzu, jest Dolina Wieprza, Natura 2000. Myślę, iż w Kocku można mile i bezpiecznie spędzić czas. A jakby się ktoś uparł, to z Lublina można by przyjechać choćby i rowerem. To jest tylko 50 km. Można np. przenocować i wrócić następnego dnia. Jest hotel, restauracja. A życie na prowincji nie jest tak szybkie, jest może mniej stresujące. Prowincja też ma swoje zalety. A to przy okazji taka prowincja, do której się gwałtownie i łatwo dojeżdża. Jak będzie „eska”, to jest pół godziny z Lublina. W tej chwili z centrum Warszawy jedzie się do Kocka półtorej godziny. To jest dobre miejsce, a będzie coraz lepsze.
Cała rozmowa w materiale dźwiękowym:
Osoby zainteresowane zwiedzaniem muzeum parafialnego w Kocku proszone są o wcześniejszy kontakt telefoniczny. Z kolei Muzeum Historii Kocka można zwiedzać od poniedziałku do piątku w godzinach od 9 do 17, a w weekendy po uzgodnieniu telefonicznym. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie internetowej kock.pl.
ToNie / opr. WM
Fot. Jackowy, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons