Od 12 października Unia Europejska rozpocznie wdrażanie nowego Europejskiego Systemu Wjazdu/Wyjazdu (EES-Entry/Exit System), który oznacza cyfrową rewolucję na granicach zewnętrznych. Zamiast obiecywanych usprawnień inauguracja EES może jednak przynieść frustrację – nie tylko podróżnym.
Zgodnie z porozumieniem Parlamentu Europejskiego i Rady UE, wypracowanym wiosną 2025 roku, wdrażanie EES potrwa aż 180 dni. Ma to dać państwom czas na integrację nowego rozwiązania z krajowymi systemami imigracyjnymi i umożliwić niezbędne dostosowania technologiczne.
Jeszcze w maju ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak zapewniał, iż dzięki osiągniętym porozumieniu „państwa członkowskie będą mogły wdrożyć nowy system zarządzania granicami do rejestrowania wjazdu i wyjazdu do strefy Schengen obywateli spoza UE”.
– To dobra wiadomość, która wesprze nasze wysiłki na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa naszych granic – twierdził szef MSWiA.
Jak wskazuje ministerstwo, Polska jest na etapie przygotowań do wdrożenia systemu EES, który ma rozpocząć się stopniowo od 12 października 2025 roku. Kraj uchwalił ustawę dostosowującą krajowe przepisy do wymagań EES, i w tej chwili koordynuje wdrożenie systemu na poziomie rządowym oraz służb specjalnych.
– Zapewnienie jak najszybszego uruchomienia systemu EES jest szczególnie istotne dla bezpieczeństwa strefy Schengen. Celem jest, aby EES mógł zacząć działać stopniowo od października 2025 roku, zgodnie z decyzją ministrów podjętą na Radzie JHA – powiedział wiceminister Tomasz Szymański.
Cyfrowa rewolucja czy logistyczny koszmar?
W pierwszych tygodniach działania EES pasażerowie mogą napotkać znacznie dłuższe kolejki. System wymaga bowiem zebrania danych biometrycznych – odcisku palca lub wizerunku twarzy – co oznacza zupełnie nowe procedury zarówno dla podróżnych, jak i funkcjonariuszy.
Choć nie trzeba będzie poddawać się obu rodzajom weryfikacji jednocześnie, i tak oznacza to dodatkowy czas przy każdej odprawie.
UE wprowadziła wprawdzie zabezpieczenia proceduralne: brak danych biometrycznych w systemie nie będzie podstawą do automatycznej odmowy wjazdu. Ma to chronić osoby, które nie radzą sobie z nowymi technologiami lub napotykają problemy podczas pierwszej rejestracji.
W dodatku każde państwo będzie wdrażać system we własnym tempie. Może to prowadzić do absurdalnej sytuacji, w której osoba podróżująca przez kilka państw UE spotka się z zupełnie różnym doświadczeniem – od sprawnej cyfrowej rejestracji po informatyczny chaos.
Operatorzy transportowi już teraz ostrzegają, iż może to prowadzić do poważnych logistycznych zatorów i niezadowolenia podróżnych.
Obniżone wymagania i tymczasowe zawieszenia
Nierównomierne wprowadzanie systemu EES w różnych krajach w praktyce może oznaczać poważne trudności z jego obsługą. Dlatego Komisja Europejska zdecydowała się na znaczne poluzowanie początkowych wymagań.
Jedynie 10 procent przekroczeń granicznych ma być rejestrowanych w pierwszym miesiącu działania systemu. Po 90 dniach cel ten został obniżony do zaledwie 35 procent.
KE przewiduje również możliwość tymczasowego zawieszenia EES w poszczególnych punktach granicznych w razie problemów z infrastrukturą, długich kolejek lub awarii technicznych – co już samo w sobie sygnalizuje oczekiwane problemy.