Aborcja farmakologiczna a zdrowie kobiet

2 dni temu

Centrum Etyki i Polityki Publicznej (EPPC) opublikowało wyniki szeroko zakrojonego badania dotyczącego powikłań po aborcji farmakologicznej. Analiza objęła ponad 865 tysięcy roszczeń ubezpieczeniowych kobiet, które po przyjęciu pigułki aborcyjnej doświadczyły poważnych komplikacji zdrowotnych.

Z raportu EPPC wynika, iż aż 10,93% kobiet zgłosiło zdarzenia niepożądane lub powikłania, które lekarze określili jako poważne. To aż 22 razy więcej niż odsetek podawany w badaniach promowanych przez środowiska aborcyjne i wykorzystywanych przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA) przy decyzjach o dopuszczaniu i rozszerzaniu stosowania tych środków.

Rządowa reakcja

W obliczu tych danych Robert F. Kennedy Jr., sekretarz Zdrowia i Opieki Społecznej (HHS), wraz z dr. Martym Makarym, komisarzem FDA, zapowiedzieli rządową weryfikację bezpieczeństwa i skuteczności stosowania pigułek aborcyjnych. Jak podkreślono, celem będzie zbadanie konsekwencji decyzji podjętych w czasie administracji Obamy i Bidena, kiedy to zniesiono wiele zabezpieczeń mających chronić zdrowie kobiet.

Burza medialna i interesy branży aborcyjnej

Jak można się było spodziewać, środowiska proaborcyjne oraz sprzyjające im media zareagowały z oburzeniem. Krytycy badania EPPC zarzucili mu błędy metodologiczne i utrzymywali, iż zgony kobiet po aborcji farmakologicznej są niezwykle rzadkie, a poważne powikłania dotyczą mniej niż 0,5% przypadków.

Jednak liczby przedstawione przez EPPC są nie do zignorowania. Ponad 94 tysiące wniosków o odszkodowanie z tytułu powikłań to dane, których nie można zbagatelizować. Co więcej, takie roszczenia zostały uznane przez rzeczoznawców ubezpieczeniowych – instytucje znane raczej z ostrożności niż z nadgorliwości w wypłatach świadczeń. To oznacza, iż przypadki te miały realny, medyczny ciężar.

Prawdziwe cierpienie – nie statystyka

Każdy z tych przypadków to konkretna kobieta, która trafiła na pogotowie z powodu krwotoku, silnego bólu, infekcji czy stanu lękowego. Trudno mówić o „bezpiecznym preparacie”, gdy dziesiątki tysięcy kobiet szukają pomocy w stanie zagrożenia zdrowia lub życia.

Bagatelizowanie tych doświadczeń to nie tylko błąd naukowy, ale również brak szacunku dla cierpienia kobiet. Tymczasem część środowisk proaborcyjnych, kierując się raczej interesem ekonomicznym niż troską o pacjentki, dąży do utrzymania narracji o pełnym bezpieczeństwie aborcji farmakologicznej. Za tą narracją stoi potężny rynek, a wraz z nim – ogromne zyski.

Niezależne badania potwierdzają zagrożenia

To nie pierwszy raz, gdy niezależne ośrodki badawcze wskazują na wysoki odsetek powikłań. Badanie fińskie z 2009 roku, obejmujące ponad 42 tysiące pacjentek, wykazało, iż 20% kobiet doświadczyło niepożądanych skutków, w tym 15,6% poważnych krwotoków.

Badanie kanadyjskie z 2023 roku w prowincji Ontario, obejmujące prawie 40 tysięcy pacjentek, wykazało, iż 10,3% kobiet trafiło na oddziały ratunkowe po zażyciu pigułki aborcyjnej.

Wyniki te są zbieżne z analizą EPPC i radykalnie różnią się od danych publikowanych przez przemysł aborcyjny. To rodzi pytania o wiarygodność źródeł, które przez lata kształtowały opinie publiczne i decyzje instytucji rządowych.

Czas na uczciwość wobec kobiet

Fakty są nieubłagane: aborcja farmakologiczna nie jest procedurą pozbawioną ryzyka. FDA i inne instytucje zdrowia publicznego mają obowiązek rzetelnie ocenić rzeczywiste zagrożenia, zamiast powielać medialne slogany o bezpieczeństwie „większym niż przy stosowaniu paracetamolu”.

Dopóki nie powstanie pełny, niezależny raport oparty na danych z rzeczywistej praktyki medycznej, nie można twierdzić, iż ten środek jest bezpieczny. Z perspektywy troski o zdrowie kobiet, uzasadnione byłoby choćby czasowe wycofanie pigułki aborcyjnej z rynku, przynajmniej do momentu zakończenia badań i wprowadzenia odpowiednich zabezpieczeń.

jb
Źródło: Life News

Idź do oryginalnego materiału